Roman Sienczin, Jeltyshevy,
Wydawnictwo Eksmo, Moskwa 2009, oprawa twarda, 320 str. seria „Proza życia. Najlepsi współcześni autorzy” (źródło: http://www.livelib.ru/book/1000327279).
Parafrazując
Jelenę Czyżową, teraz jest czas Romana Sienczina. O znaczeniu jego twórczości
świadczy choćby to, że w formie książkowej ukazał się nawet zbiór esejów i
recenzji poświęconych jego prozie (Wszystko o Sienczinie. W labiryncie krytyki,
Wydawnictwo Literaturnaja Rossija 2013). Nazwisko pisarza pojawia się również w
różnych zestawieniach najlepszych debiutów ostatniej dekady (m.in. w
opublikowanym na łamach Literaturnoj Rossiji). Sienczin był również finalistą
najważniejszych rosyjskich nagród literackich oraz laureatem nagrody w
dziedzinie kultury za rok 2012, przyznawanej przez Rząd Federacji Rosyjskiej.
Powieść
„Rodzina Jełtyszewów” (taki wariant tłumaczenia na język polski wydaje mi się
najbardziej odpowiedni) to portret zbiorowy rodziny i każdego z jej członków z
osobna: Nikołaja, Walentyny oraz ich syna Artema. Po tym, jak Nikołaj zostanie
zmuszony do odejścia ze służby w milicji, mieszkanie w mieście z żoną
(bibliotekarką) i niepracującym, 25-letnim synem staje się wydatkiem, na który
nie będzie ich stać. Jedynym wyjściem z sytuacji wydaje się więc przeprowadzka
na wieś, gdzie mieszka ciotka Walentyny. Wieś ma być synonimem lepszego życia,
w zgodzie z naturą, na świeżym powietrzu i z warzywami z własnego ogródka.
Pojawia się też długofalowy i ambitny cel, jakim jest budowa domu. Jednak od
początku czytelnik odnosi wrażenie, że bohaterowie raczej zaklinają
rzeczywistość, niż rzeczywiście wierzą w poprawę losu, choć tylko Artem
otwarcie przyznaje, że nie chce wyprowadzki na wieś, której nie zna i z którą
nie ma żadnych związków. Odnosi się to również do mieszkając tam ciotki Walentyny,
Tatiany, z którą dotąd członkowie rodziny nie utrzymywali żadnych kontaktów.
Jedynie Walentyna próbuje wskrzesić w sobie jakieś wspomnienia z dzieciństwa,
które spędziła w okolicy, ale to za mało, aby uwierzyć, że naprawdę chce resztę
życia spędzić na syberyjskiej wsi.
W
tytule recenzji nazwałam tę książkę „prozą anty – wiejską”, w opozycji do
„małych ojczyzn” z literatury szestidiesiatników, opisujących mocno
wyidealizowaną radziecką wieś u progu wielkich społecznych i cywilizacyjnych,
przełomu lat 60-tych i 70-tych dwudziestego wieku. Krytyk Lew Daniłkin nazywa
nawet powieść Sienczina „prozą wiejską” na miarę czasów – taką, jaka jest
możliwa po tym, jak wieś przestała być „niezmąconym źródłem” i praktycznie
przekształciła się w getto dla społecznego marginesu.
Portret
wsi rosyjskiej z początków dwudziestego pierwszego wieku (akcja powieści
rozgrywa się w 2002 roku) nie nastraja optymizmem. Można odnieść wrażenie, że
wraz z rozpadem ZSRR rozsypała się nie tylko gospodarka czy dawno nie remontowana
infrastruktura, ale nawet więzi społeczne (pytanie, czy wcześniej rzeczywiście
istniały). „Obcy”, czy „miastowi”, jakimi są Jełtyszewowie, stają się jeszcze
bardziej wyobcowani i są traktowani jeśli nie wrogo, to co najmniej obojętnie.
Jedyna życzliwa rodzinie postać – Jurka – raczej wykorzystuje bohaterów albo
traktuje ich z politowaniem, niż szczerze się z nimi przyjaźni.
Naiwność
i nieznajomość miejscowych realiów przez Jełtyszewów jest przez „tubylców”
skrupulatnie wykorzystywana. Kłamstwa, oszustwa i kradzieże ze strony sąsiadów
stają się niemalże codziennością w życiu rodziny. Nierówna walka Nikołaja –
byłego milicjanta – z coraz bardziej bezpardonowymi złodziejami przypomina
znaną z westernów walkę samotnego bohatera niemal z całym złem otaczającego
świata. Tylko że Nikołaj nie jest ostatnim sprawiedliwym ani nawet nawróconym
grzesznikiem. Droga, którą przebywa bohater, prowadzi raczej w odwrotnym
kierunku: od stróża prawa, który w umiarkowany sposób (w przeciwieństwie do
kolegów) wykorzystywał swoją pozycję, do handlarza spirytusem, który to alkohol
jest główną przyczyną zgonów miejscowej ludności (opis pośmiertnego ciała
śmierci Jurki jest z pewnością jednym z najbardziej naturalistycznych w całej
książce).
Problem
nadużywania alkoholu nie omija również i Jełtyszewów. Sprzedaż spirytusu,
pierwotnie uznana przez Nikołaja jako sposób zarabiania na życie niegodny
emerytowanego milicjanta, po pewnym czasie staje się głównym źródłem utrzymania
rodziny, a symboliczny kieliszek przechowywanego w kredensie napitku (a raczej
kilka kieliszków) to jeśli nawet nie rytuał, to z pewnością codzienność
małżonków. Paradoksalnie, na problem nadużywania alkoholu zwraca Walentynie
uwagę Denis, odsiadujący karę więzięnia za zabójstwo młodszy syn Jełtyszewów.
Widząc opuchniętą twarz matki chłopak ostrzega ją przed zgubnymi konsekwencjami
nałogu.
W tym
kontekście postać hurtownika namawiającego Walentynę i Nikołaja do zajęcia się
handlem alkoholem przypomina diabła, który kusi do popełnienia grzechu. To
wydawałoby się drobne wykroczenie moralne sprowadza na Jełtyszewów lawinę
nieszczęść: sytuacja finansowa nie poprawia się na tyle, aby kontynuować
rozpoczętą budowę, a ich dom staje się łakomym kąskiem dla złodziei bez
skrupułów wykorzystujących każdą nadarzającą się okazję (nawet, kiedy Nikołaj
wiezie do szpitala żonę, aby ratować jej życie i zdrowie).
Także surowy
klimat i przygnębiający krajobraz nie sprzyjają bohaterom, ani tym bardziej nie
wzbudzają w czytelniku nostalgii za wsią. W powieści nie ma malowniczych
krajobrazów syberyjskiej wsi, a dominującymi obrazem jest żółto – szara
spieczona słońcem ziemia oraz śnieżna i smutna zima. Nawet las, naturalny
żywiciel mieszkańców wsi, jest raczej mrocznym i nieprzyjaznym miejscem, pełnym
uciążliwych latem insektów, niż schronieniem, w której człowiek choć na chwilę
mógłby zapomnieć o problemach. Nie ma zwierząt, zabudowania gospodarskie się
rozpadają, nieliczni mieszkańcy przemykają po ulicach jak cienie, a na miejscu
zburzonej przez komunistów cerkwi wybudowano klub dla młodzieży. Nawet, kiedy
zostaje on zniszczony przez pożar, pomysł odbudowy cerkwi nie doczeka się
realizacji i zamiast niej powstanie nowy klub. W świecie pozbawionym wartości,
w którym jedynym celem wydaje się przetrwanie, nikt nawet nie próbuje szukać
pocieszenia w religii. Ale w powieści próżno też szukać nostalgii za utraconym
imperium.
Rozpad, pustka, osamotnienie i
wyobcowanie odnoszą się nie tylko do sytuacji, w jakiej znalazła się rodzina
Jełtyszewów, ale w równym stopniu do relacji między jej członkami. Bohaterowie
częściej milczą, niż rozmawiają ze sobą, a tym bardziej nie mówią sobie o tym,
co czują i czego naprawdę w życiu pragną. 50-letni Nikołaj nadal czuje się
mężczyzną, ale w jego małżeństwie od dawna nie ma miejsca na namiętność. Z
drugiej strony widok żony, która bezpardonowo podwija spódnicę, aby zrobić
sobie zastrzyk z insuliny, budzi w nim wręcz obrzydzenie. Kolejne niepowodzenia
związane z budową domu oraz nieposłuszeństwo wplątanego w nieudane małżeństwo
syna, który w dodatku nie kwapi się do podjęcia pracy w milicji – wszystko to
powoduje, że bohater coraz częściej wpada w gniew i staje się nieobliczalny,
niestety, często z tragicznym skutkiem.
Walentyna to postać najbardziej boleśnie doświadczająca upokorzeń (scena
konfrontacji bohaterki handlującej runem leśnym z koleżanką z danej pracy jest
z pewnością jedną z najbardziej przejmujących w powieści), a jej indywidualny
los może być symbolem zjawiska, które można nazwać rozpadem życia. Kobieta
stopniowo godzi się z sytuacją, w jakiej się znalazła, przyjmuje kolejne ciosy
od losu i pozbywa się wstydu do tego stopnia, że przestaje nawet dbać o
higienę.
Życie
rodziny stopniowo przekształca się w trwanie, a czas staje się coraz bardziej
elastyczny. Początkowo celem, który ma nadać życiu sens, jest budowa nowego
domu, potem już tylko wybudowanie łazienki w istniejącym, a i ów projekt coraz
bardziej rozciąga się w czasie. Przeciwności łatwo zniechęcają do działania,
brakuje pieniędzy, ale przede wszystkim chęci, poczucia,że to działanie ma
jakiś prawdziwy sens i cel. Dzień wypełnia bezmyślne oglądanie oderwanej od
życia telewizji. Coraz łatwiej znaleźć pretekst i uzasadnienie dla bezczynności
w coraz bardziej jałowym życiu, którego sensem staje się trwanie bez celu.
Trudno się zatem dziwić, że wszelkie dotychczas ustanowione i przestrzegane w
życiu granice moralne ulegają przesunięciu lub zatarciu, i nawet morderstwo
jest tylko nieszczęśliwym wypadkiem.
Świat
powieści Sienczina to pogłębiający się koszmar, z którego nie ma ucieczki ani
ratunku. Bohaterowie nie wzbudzają w czytelniku sympatii, a raczej politowanie
lub złość. Czy jednak naprawdę nie ma już żadnej nadziei?
O ile
Nikołaj i Walentyna już na zawsze pozostaną „obcy”, niezakorzenieni i bez szans
na poprawę losu, mogło by się wydawać, że ich starszemu synowi, Artemowi, zaczyna
układać się w życiu. Chłopak niemal w rozpaczliwy sposób próbuje odnaleźć się w
nowym życiu i w konsekwencji bardzo szybko pozwala się wplątać dziewczynie w
nieplanowaną ciążę. Wszelkie wątpliwości co do jego ojcostwa i zastrzeżenia co
do uczciwości dziewczyny (której ciąża i macierzyństwo odbierają urodę i coraz
bardziej upodabniają do matki) nie powstrzymują Artema przed małżeństwem,
które, jak można było łatwo przewidzieć, od początku się nie układa. Daria
Markowa w swojej recenzji słusznie nazywa bohatera „nieświadomym adeptem
obłomowszyzny”: choć czasem zdobywa się on na refleksję (przeraża go myśl o
posiadaniu małego dziecka), a nawet na działanie, jest raczej przedmiotem, a
nie podmiotem wydarzeń. Ze strachu przed odrzuceniem przez środowisko odmawia
podjęcia pracy w milicji, a potem, po konflikcie z żoną, wyjeżdża do pracy do
miasta, ale to tylko pozorowana aktywność. Nawet młode pokolenie jest zatem
skażone bezsensem i bezcelowością trwania. Wspomniany Lew Danikin zwraca uwagę,
że Sienczin posiada niezwykłą umiejętność konstruowania scen z bohaterami,
którzy są nijacy, przewidywalni, nie mają potencjału dla tworzenia fabuły i
raczej stanowią tło opowieści. To właśnie z postaci, na które nie zwraca uwagi
(w tym także także literatura), pisarz czyni pierwszoplanowych bohaterów swojej
prozy.
Ostatnia
nadzieja dla rodziny Jełtyszewów to wyjście z więzienia Denisa. I w tym
przypadku bohaterowie chcą wierzyć, że ów moment odmieni całe ich życie niczym
za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Tak się nie staje, dochodzi do
kolejnego nieszczęścia, ale pozostaje jeszcze przecież najmłodszy z rodu, syn
Artema – tylko czy jest on jeszcze jednym z Jełtyszewów? I tym razem Sienczin
podkreśla, że każda decyzja ma swoje konsekwencje i są błędy, których nie się
już naprawić.
Ogromną
zaletą powieści jest właśnie jej prostota i prawdziwość – Jełtyszewowie to
zwyczajna, przeciętna rodzina, jakich wiele, nie tylko w Rosji, a której życie
rozpada się na naszych oczach. Autor nie szokuje, nie koloryzuje, ton
opowiadania jest wyważony, można nawet odnieść wrażenie, że narrator opowiada
nieco ściszonym głosem. Lektura powieści każe się zastanowić nad życiem, czy są
takie okoliczności, które usprawiedliwiają popełnianie tak kolosalnych
życiowych błędów i sprzeniewierzanie się własnym wartościom – jeżeli się je w
ogóle posiada. Czy można ocalić życie, aby nie stało się tylko i wyłącznie
bezcelowym trwaniem, czekaniem na śmierć? Czy bieda i walka o przetrwanie musi
oznaczać wyzbycie się człowieczeństwa? Nie jest to przecież skrajna sytuacja
wojny, łagru czy klęski żywiołowej. Jak to się dzieje, że życie tak po prostu
rozsypuje się, jak przewracające się klocki domina? Sienczin wprawdzie unika
filozofowania i nie uderza w wysokie tony, ale lektura jego powieści naprawdę
porusza. Warto się zatem w ten ściszony głos wsłuchać.
Wszystkie prawa zastrzeżone. Zabrania się kopiowania i
wykorzystywania tekstów zawartych na tej stronie bez wiedzy i zgody autora.
Wszelkie teksty, jeśli nie zaznaczono inaczej, są własnością intelektualną
autora strony.
Dzieła Pielewina wielokrotnie zdobywały najwyższe nagrody literackie‼‼
OdpowiedzUsuńW roku 2009 ogłoszono go najbardziej wpływowym intelektualistą Rosji‼‼
Już w październiku kolejne dzieło autora‼
Czy okaże się kolejnym bestsellerem⁉⁉
"Miłość do trzech Zuckerbrinów" ("Lûbovʹ k trem cukerbrinam "), tłumaczenia Aleksandra Janowskiego
https://www.facebook.com/wiktorpielewin