Inspiracją do powstania
kolejnego wpisu była dla mnie wczorajsza uroczystość zamknięcia Igrzysk
Olimpijskich w Soczi. Nie przypominam sobie, żeby którykolwiek kraj, który był
organizatorem igrzysk, wspominał o swojej literaturze. Być może jedynie w
Atenach nawiązano do chlubnej przeszłości Hellady i przypomniano o greckich
filozofach, ktorzy ukształtowali nasz sposób myślenia o świecie. Ale jeśli
chodzi o literaturę, Rosjanie mają się czym chwalić i doskonale zdają sobie z
tego sprawę, co znakomicie zaakcentowali nie tylko podczas ceremoni zamknięcia
igrzysk, ale również otwarcia (vide scena balu z Wojny i pokoju). Widzieliśmy więc i Marinę Cwietajewą (chyba
nieświadomy ukłon w stronę LGTB, bo poetka gustowała w obydwu płciach), i Nikołaja
Gogola (nomen omen to chyba Ukrainiec, w każdym razie w początkowym okresie
twórczości czerpał garściami z folkloru ukraińskiego).
Nie zgadzam się jednak z
profesorem Gadaczem ani z tymi, którzy twierdzą, że wielka literatura na świcie
czy w Rosji skończyła się w wraz z drugą połową XX wieku. Są przecież: Władimir Makanin,
Władimir Kantor, Michaił Szyszkin i wielu innych, o których wspomniałam we
wcześniejszych wpisach (i pewnie jeszcze do nich powrócę): Wiktor Jerofiejew,
Władimir Sorokin, Ludmiła Ulicka, Ludmiła Pietruszewska, Tatiana Tołstoj,
Wiktor Pielewin, Rubene Gallego, Borys Akunin, Jarosław Mogutin, Wiera
Galaktionowa, Andriej Korolew, Andriej Giełasimow (recenzja niewydanej jeszcze
w Polsce powieści Żażda [Pragnienie] pojawi się w jednym z
następnych wpisów), Dmitrij Bykow (jestem w trakcie lektury Opravdanija i od pierwszych stron jestem
pod ogromnym wrażeniem urody języka pisarza), Roman Sienczyn (Jełtyszewy to kolejna książka, niestety
niedostępna w polskim przekładzie, o której chcę i muszę napisać). Gazeta Literaturnaja Rossija opublikowała w 2005
roku listę 50
najbardziej znaczących debiutów początków XXI wieku. Myślę, że warto na nią
spojrzeć, mając jednocześnie na uwadze fakt, podkreślany również przez autora
artykułu, Wiaczesława Kałmykowa, że to tylko debiuty i dalszy los twórczości
pisarzy nie jest wcale przesądzony. Z wynienionych 50 utworów bodaj 4 lub 5
zostało przetłumaczonych na język polski. Ich autorami są: Arkadij Babczenko,
Zahar Prilepin, Irina Dienieżkina, Rubene Gallego, Michaił Elizarow- po polsku
ukazał się Bibliotekarz, który nie
jest debiutem autora. Nie jestem również pewna co do tłumaczeń utworów Jewgienija
Griszkowca, ale skoro polskie teatry wystawiają jego sztuki, to z pewnością
przynajmniej jego dramaturgia jest tłumaczona. Warto również dodać, że takie utwory,
jak powieść Iriny Dienieżkiny Daj mi
trudno uznać za literaturę wysokiej próby, choć warto docenić jej nowatorski
charakter (znany piszącej te słowa jedynie z innych recenzji, niestety, a może
i „stety” nie z własnych doświadczeń czytelniczych).
Oczywiście rankingów prezentujących
współczesną literaturę rosyjską jest bardzo wiele, prezentowany powyżej jest
zaledwie jednym z nich i może służyć jako przykład, ale nie wyrocznia. W Rosji
przyznaje się bodaj około 70. (jeśli się nie mylę) nagród literackich, i choć nie
są one równorzędne pod względem rangi, to jednak sugerowanie się wyłącznie
listą laureatów „Nacjonalnego bestellera” albo „Bolszoj knigi” nie wyczerpuje
wiedzy o współczesnej literaturze rosyjskiej. Sprawa zatem nie jest prosta,
mizeria tłumaczeń na język polski (i często ich fatalny poziom- vide Sańkja Prilepina, kuriozum już w samym
tytule) też nie ułatwia.
Odwołując się jednak do
opinii literaturoznawców i filologów, warto zwrócić uwagę na trzy nazwiska,
które wymieniłam powyżej w pierwszej kolejności. O Władimirze Kantorze pisałam
(jedno zdanie) w poprzednim poście i niestety nadal mam niewiele do powiedzenia
na jego temat, ale jego filozoficzna powieść Krokodyl, opowiadająca o straconym życiu i balansowaniu na granicy
moralności, szkodliwych, choć wygodnych, uwarunkowaniach i zależnościach, to
dla mnie lektura obowiązkowa[1].
Niestety niewiele więcej, podobnie jak inni polskojęzyczni czytelnicy –
przynajmniej na razie z autopsji – mogę powiedzieć na temat Władimira Makanina.
Niech jednak przemówią za mnie fakty: Parlament Europejski
uhonorował pisarza nagrodą za 2012 rok za „ogólny wkład w literaturę”. W Polsce
Makanin niesłusznie jest zaliczany do grona autorów książek na temat wojej
czeczeńskich, a to głównie za sprawą powieści Asan. Sam pisarz, w przeciwieństwie do Babczenki czy Prilepina, nie
brał udziału w walkach, a inspiracją do napisania Asana była jego wizyta w Mozdoku, gdzie stacjonowało rosyjskie
wojsko. Pisarz postanowił przedstawić konflikt od strony obiegu „benzyny na
drogach”: wojna to przede wszystkich ogromny bizns, przy którym pozostałe
kwestie, czy to narodowościowe, polityczne, ambicjonalne, zdają się schodzić na
drugi plan. W swojej recenzji opublikowanej w „Rzeczpospolitej” Krzysztof
Masłoń pisze, że czytelnicza refleksja nad lekturą Asana sprowadza się do stwierdzenia, że wojny w Afganistanie i
Iraku dopiero czekają na swoich Makaninów.
Tymczasem, pisząc o
autorze Asana, właśnie sama zredukowałam
jego dorobek literacki do jednej powieści i jednego tematu. Należy jednak
wyraźnie podkreślić, że prozę Makanina cechuje głęboka
filozoficzno-egzystencjalna i religijna refleksja nad złożonością ludzkiego
życia. Niestety, polskiemu czytelnikowi nie jest dane się o tym przekonać:
tłumaczeń prozy jest niewiele, i zdaje się, nie są to najlepsze utwory w
bogatym dorobku pisarza (a te najciekawsze i najtrudniejsze są odrzucane przez
kolejne wydawnictwa w Polsce). Bogaty dorobek naukowy na temat twórczości Wladimira
Makanina posiada Janusz Świeży, któremu pisarz udzielił również wywiadu (a
podobno czyni to bardzo niechętnie i zazwyczaj odmawia), warto również zajrzeć
do prac publikowanych przez Annę Skotnicką.
Na koniec dzisiejszych
rozważań, chciałam napisać, „prawdziwa perełka”, choć brzmi to chyba trochę
niepoważnie, zatem po prostu: Michaił Szyszkin, autor wydanej ostatnio w Polsce powieści Tylko nienapisane listy nie dochodzą. Przyznam, że irytują mnie ciągłe porównania do
Jamesa Joyce'a, Vladimira Nabokova czy Antoniego Czechowa, jakkolwiek słuszne by
one nie były. Czy pisarz nie może być po prostu pisarzem, z imienia i nazwiska,
samym sobą? Czy koniecznie należy rozpatrywać jego twórczość w odniesieniu do
spuścizny innych pisarzy? Nie twierdzę, nie nie ma pokrewieństw w sposobie
konstrukcji wypowiedzi, układu powieści, tematyki etc. Ale to jednak Michaił
Szyszkin a nie np. James Joyce bis. Szyszkin zaliczany jest do tzw. czwartej
fali emigracji rosyjskiej, pisze po rosyjsku (i zdaje się również po
niemiecku), mieszka w Szwajcarii (analogia do Nabokova mieszkającego w
Niemczech, a potem w USA) i zgarnia, całkiem zasłużenie, kolejne nagrody
literackie w Rosji. Kiedy na jednym ze spotkań z czytelnikami w
Krakowie Irina Prochorowa, rosyjski filolog, wydawca i członek fundacji
Michaiła Prochorowa (to jej brat-milioner), została zapytana o współczesnych klasyków
w literaturze rosyjskiej – takich na miarę Borysa Pasternaka czy Michaiła
Bułhakowa – wymieniła właśnie nazwiska m.in. Romana Sienczina i Michaiła
Szyszkina. Trudno się z nią nie zgodzić. Ale o tym więcej w kolejnych wpisach.
Wszystkie prawa zastrzeżone. Zabrania się kopiowania i wykorzystywania tekstów zawartych na tej stronie bez wiedzy i zgody autora. Wszelkie teksty, jeśli nie zaznaczono inaczej, są własnością intelektualną autora strony.
Wszystkie prawa zastrzeżone. Zabrania się kopiowania i wykorzystywania tekstów zawartych na tej stronie bez wiedzy i zgody autora. Wszelkie teksty, jeśli nie zaznaczono inaczej, są własnością intelektualną autora strony.
[1]
Zob. K. Pietrzycka-Bohosiewicz, „Istność
bezimienna, jestestwo bezprzedmiotowe...". O powieści Władimira Kantora
„Krokodyl”, „Slavia Orientalis” 2003, nr 3, s.350-361