poniedziałek, 24 lutego 2014

Wielka literatura rosyjska u progu XXI wieku: kilka słów o Władimirach: Kantorze i Makaninie oraz o Michaile Szyszkinie



            Inspiracją do powstania kolejnego wpisu była dla mnie wczorajsza uroczystość zamknięcia Igrzysk Olimpijskich w Soczi. Nie przypominam sobie, żeby którykolwiek kraj, który był organizatorem igrzysk, wspominał o swojej literaturze. Być może jedynie w Atenach nawiązano do chlubnej przeszłości Hellady i przypomniano o greckich filozofach, ktorzy ukształtowali nasz sposób myślenia o świecie. Ale jeśli chodzi o literaturę, Rosjanie mają się czym chwalić i doskonale zdają sobie z tego sprawę, co znakomicie zaakcentowali nie tylko podczas ceremoni zamknięcia igrzysk, ale również otwarcia (vide scena balu z Wojny i pokoju). Widzieliśmy więc i Marinę Cwietajewą (chyba nieświadomy ukłon w stronę LGTB, bo poetka gustowała w obydwu płciach), i Nikołaja Gogola (nomen omen to chyba Ukrainiec, w każdym razie w początkowym okresie twórczości czerpał garściami z folkloru ukraińskiego).
            Nie zgadzam się jednak z profesorem Gadaczem ani z tymi, którzy twierdzą, że wielka literatura na świcie czy w Rosji skończyła się w wraz z drugą połową  XX wieku. Są przecież: Władimir Makanin, Władimir Kantor, Michaił Szyszkin i wielu innych, o których wspomniałam we wcześniejszych wpisach (i pewnie jeszcze do nich powrócę): Wiktor Jerofiejew, Władimir Sorokin, Ludmiła Ulicka, Ludmiła Pietruszewska, Tatiana Tołstoj, Wiktor Pielewin, Rubene Gallego, Borys Akunin, Jarosław Mogutin, Wiera Galaktionowa, Andriej Korolew, Andriej Giełasimow (recenzja niewydanej jeszcze w Polsce powieści Żażda [Pragnienie] pojawi się w jednym z następnych wpisów), Dmitrij Bykow (jestem w trakcie lektury Opravdanija i od pierwszych stron jestem pod ogromnym wrażeniem urody języka pisarza), Roman Sienczyn (Jełtyszewy to kolejna książka, niestety niedostępna w polskim przekładzie, o której chcę i muszę napisać). Gazeta Literaturnaja Rossija opublikowała w 2005 roku listę 50 najbardziej znaczących debiutów początków XXI wieku. Myślę, że warto na nią spojrzeć, mając jednocześnie na uwadze fakt, podkreślany również przez autora artykułu, Wiaczesława Kałmykowa, że to tylko debiuty i dalszy los twórczości pisarzy nie jest wcale przesądzony. Z wynienionych 50 utworów bodaj 4 lub 5 zostało przetłumaczonych na język polski. Ich autorami są: Arkadij Babczenko, Zahar Prilepin, Irina Dienieżkina, Rubene Gallego, Michaił Elizarow- po polsku ukazał się Bibliotekarz, który nie jest debiutem autora. Nie jestem również pewna co do tłumaczeń utworów Jewgienija Griszkowca, ale skoro polskie teatry wystawiają jego sztuki, to z pewnością przynajmniej jego dramaturgia jest tłumaczona. Warto również dodać, że takie utwory, jak powieść Iriny Dienieżkiny Daj mi trudno uznać za literaturę wysokiej próby, choć warto docenić jej nowatorski charakter (znany piszącej te słowa jedynie z innych recenzji, niestety, a może i „stety” nie z własnych doświadczeń czytelniczych).
            Oczywiście rankingów prezentujących współczesną literaturę rosyjską jest bardzo wiele, prezentowany powyżej jest zaledwie jednym z nich i może służyć jako przykład, ale nie wyrocznia. W Rosji przyznaje się bodaj około 70. (jeśli się nie mylę) nagród literackich, i choć nie są one równorzędne pod względem rangi, to jednak sugerowanie się wyłącznie listą laureatów „Nacjonalnego bestellera” albo „Bolszoj knigi” nie wyczerpuje wiedzy o współczesnej literaturze rosyjskiej. Sprawa zatem nie jest prosta, mizeria tłumaczeń na język polski (i często ich fatalny poziom- vide Sańkja Prilepina, kuriozum już w samym tytule) też nie ułatwia.
            Odwołując się jednak do opinii literaturoznawców i filologów, warto zwrócić uwagę na trzy nazwiska, które wymieniłam powyżej w pierwszej kolejności. O Władimirze Kantorze pisałam (jedno zdanie) w poprzednim poście i niestety nadal mam niewiele do powiedzenia na jego temat, ale jego filozoficzna powieść Krokodyl, opowiadająca o straconym życiu i balansowaniu na granicy moralności, szkodliwych, choć wygodnych, uwarunkowaniach i zależnościach, to dla mnie lektura obowiązkowa[1].
            Niestety niewiele więcej, podobnie jak inni polskojęzyczni czytelnicy – przynajmniej na razie z autopsji – mogę powiedzieć na temat Władimira Makanina. Niech jednak przemówią za mnie fakty: Parlament Europejski uhonorował pisarza nagrodą za 2012 rok za „ogólny wkład w literaturę”. W Polsce Makanin niesłusznie jest zaliczany do grona autorów książek na temat wojej czeczeńskich, a to głównie za sprawą powieści Asan. Sam pisarz, w przeciwieństwie do Babczenki czy Prilepina, nie brał udziału w walkach, a inspiracją do napisania Asana była jego wizyta w Mozdoku, gdzie stacjonowało rosyjskie wojsko. Pisarz postanowił przedstawić konflikt od strony obiegu „benzyny na drogach”: wojna to przede wszystkich ogromny bizns, przy którym pozostałe kwestie, czy to narodowościowe, polityczne, ambicjonalne, zdają się schodzić na drugi plan. W swojej recenzji opublikowanej w „Rzeczpospolitej” Krzysztof Masłoń pisze, że czytelnicza refleksja nad lekturą Asana sprowadza się do stwierdzenia, że wojny w Afganistanie i Iraku dopiero czekają na swoich Makaninów.
            Tymczasem, pisząc o autorze Asana, właśnie sama zredukowałam jego dorobek literacki do jednej powieści i jednego tematu. Należy jednak wyraźnie podkreślić, że prozę Makanina cechuje głęboka filozoficzno-egzystencjalna i religijna refleksja nad złożonością ludzkiego życia. Niestety, polskiemu czytelnikowi nie jest dane się o tym przekonać: tłumaczeń prozy jest niewiele, i zdaje się, nie są to najlepsze utwory w bogatym dorobku pisarza (a te najciekawsze i najtrudniejsze są odrzucane przez kolejne wydawnictwa w Polsce). Bogaty dorobek naukowy na temat twórczości Wladimira Makanina posiada Janusz Świeży, któremu pisarz udzielił również wywiadu (a podobno czyni to bardzo niechętnie i zazwyczaj odmawia), warto również zajrzeć do prac publikowanych przez Annę Skotnicką.
            Na koniec dzisiejszych rozważań, chciałam napisać, „prawdziwa perełka”, choć brzmi to chyba trochę niepoważnie, zatem po prostu: Michaił Szyszkin, autor wydanej ostatnio w Polsce powieści Tylko nienapisane listy nie dochodzą. Przyznam, że irytują mnie ciągłe porównania do Jamesa Joyce'a, Vladimira Nabokova czy Antoniego Czechowa, jakkolwiek słuszne by one nie były. Czy pisarz nie może być po prostu pisarzem, z imienia i nazwiska, samym sobą? Czy koniecznie należy rozpatrywać jego twórczość w odniesieniu do spuścizny innych pisarzy? Nie twierdzę, nie nie ma pokrewieństw w sposobie konstrukcji wypowiedzi, układu powieści, tematyki etc. Ale to jednak Michaił Szyszkin a nie np. James Joyce bis. Szyszkin zaliczany jest do tzw. czwartej fali emigracji rosyjskiej, pisze po rosyjsku (i zdaje się również po niemiecku), mieszka w Szwajcarii (analogia do Nabokova mieszkającego w Niemczech, a potem w USA) i zgarnia, całkiem zasłużenie, kolejne nagrody literackie w Rosji. Kiedy na jednym ze spotkań z czytelnikami w Krakowie Irina Prochorowa, rosyjski filolog, wydawca i członek fundacji Michaiła Prochorowa (to jej brat-milioner), została zapytana o współczesnych klasyków w literaturze rosyjskiej – takich na miarę Borysa Pasternaka czy Michaiła Bułhakowa – wymieniła właśnie nazwiska m.in. Romana Sienczina i Michaiła Szyszkina. Trudno się z nią nie zgodzić. Ale o tym więcej w kolejnych wpisach.

Wszystkie prawa zastrzeżone. Zabrania się kopiowania i wykorzystywania tekstów zawartych na tej stronie bez wiedzy i zgody autora. Wszelkie teksty, jeśli nie zaznaczono inaczej, są własnością intelektualną autora strony.


[1] Zob. K. Pietrzycka-Bohosiewicz, „Istność bezimienna, jestestwo bezprzedmiotowe...". O powieści Władimira Kantora „Krokodyl”, „Slavia Orientalis” 2003, nr 3, s.350-361

niedziela, 9 lutego 2014

Współczesna literatura rosyjska w Polsce.



            9 lutego 2014 roku polski sport osiągnął wielki sukces – Kamil Stoch zdobył w Soczi złoty medal olimpijski w skokach narciarskich. O ile w sporcie przynależność narodowa jest niezwykle istotna, gdyż w większości międzynarodowych zawodów rywalizują ze sobą sportowcy i drużyny narodowe, odnośnie do literatury sprawa nie wydaje mi się już tak oczywista. W tym przypadku może ważniejsza jest „przynależność klubowa”, poruszana tematyka, forma wypowiedzi, a nie korzenie? Może literatura nie posiada – z punktu widzenia zarówno wydawcy, jak i czytelnika – tożsamości narodowej, może traci ją wraz w tłumaczeniem? Być może chodzi po prostu o dobrą książkę, oczywiście zależnie od upodobań, i żadne inne czynniki nie mają w tym przypadku najmniejszego znaczenia. Literatura sama w sobie byłaby zatem wolna od wszelkich uprzedzeń rasowych czy etnicznych.
            Nawiązując do sukcesu sportowego, można by również zapytać o kondycję literatury polskiej w Rosji. Przyznam się, że nigdy się tym nie interesowałam, a jedyna wiedza, jaką na ten temat posiadam, związana jest z dwoma nazwiskami: Janusz L. Wiśniewski i Natalia Gorbaniewska. Pierwszy z nich jest również bardzo popularnym autorem w Rosji, na spotkania z nim przychodzą rzesze wielbicielek jego twórczości, a rosyjskie tłumaczenie „Miłości w sieci” przypadkowo odnalazłam nawet w bibliotece publicznej w Trondheim. Zmarła w ubiegłym roku Natalia Gorbaniewska to poetka, dysydentka, tłumaczka i propagatorka literatury polskiej w Rosji. Niestety nie wiem, jakie działania są podejmowane (i czy w ogóle) w celu popularyzacji literatury polskiej w Rosji, choć myślę, że oceny takich przedsięwzięć należy dokonywać  w szerszym kontekście, np. pytając również o sytuację literatury polskiej w Niemczech, Anglii i Francji. Ale to z pewnością temat na osobne rozważania.
            Najbardziej interesującą dla mnie kwestią jest oczywiście kondycja literatury rosyjskiej w Polsce, któremu to zagadnieniu poświęciłam moją pracę licencjacką. Skupiłam się na literaturze, która pojawiła się w przekładzie w latach 2002-2012,  ponieważ na dokładne prześledzenie tego, co wydawano po 1989 roku (a tym bardziej po 1945 roku), zabrakłoby mi czasu i miejsca. Już w czasie prac nad licencjatem natknęłam się na bardzo ciekawy artykuł, którego niestety teraz nie potrafię odnaleźć – prawdopodobnie jego autorką jest Alicja Wołodźko-Butkiewicz, a dotyczył radzieckich lektur obowiązkowych w Polsce w latach 1945-1989. Co ciekawe, żadna z tych książek nie przetrwała próby czasu i dziś zarówno tytuły, jak i nazwiska autorów, zupełnie nic nikomu nie mówią (może tylko samym rusycystom, ale i tego nie jestem pewna). Ogromną popularnością cieszyła się w Polsce tzw. literatura drugiego obiegu, ale temat ten wydaje mi się na tyle dobrze opracowany w literaturze polskiej, że nie widzę konieczności rozwijania go tutaj[1]. Twórczość poetów i pisarzy rosyjskich, tworzących głównie w czasach istnienia ZSRR, a dziś uważanych za klasyków XX wieku – m.in. Anny Achmatowej, Mariny Cwietajewej, Josifa Brodskiego, Osipa Mandelsztama, Vladimira Nabokowa czy Borisa Pasternaka, wśród polskich czytelników popularyzowały „Zeszyty Literackie”. Niestety, jak słusznie zauważył wspomniany przeze mnie Piotr Fast (będący dla mnie „guru” w zakresie współczesnej literatury rosyjskiej, zawsze zgadzam się z jego opiniami wyrażonymi w recenzjach), redaktorzy zdają się nie zauważać nowego pokolenia pisarzy i poetów rosyjskich i na łamach „Zeszytów...” wciąż pojawiają się artykuły poświęcone w.w. twórcom[2].
Lata 90. XX wieku kojarzą mi się głównie z osobą Andrzeja Drawicza, tłumacza (nie tylko „Mistrza i Małgorzaty” Michaiła Bułhakowa, ale również m.in. „Wykopu” Andrieja Płatonowa, moim zdaniem chyba najlepszego utworu pisarza), wykładowcy akademickiego i popularyzatora kultury rosyjskiej w Polsce, redaktora pracy zbiorowej poświęconej literaturze rosyjskiej XX wieku, przy czym zapewne nie wymieniłam połowy z jego osiągnięć. Wydaje mi się, że po jego nagłej śmierci w 1997 roku w Polsce zabrakło równie gorącego orędownika kultury rosyjskiej, choć biorąc pod uwagę rosnącą dominację kultury masowej i wpływ Internetu, może nawet i sam Drawicz niewiele mógłby zdziałać.
Reasumując, w latach 90. XX wieku, kiedy „odreagowywano” jeszcze przymusową obecność kultury rosyjskiej w Polsce, jak to określiła Małgorzata Semczuk[3], a ja powtórzyłam w mojej pracy licencjackiej, pojawiło się w Polsce wiele przekładów współczesnej literatury rosyjskiej oraz pierwsze prace krytycznoliterackie poświęcone literaturze rosyjskiej w XX wieku. Mianem przełomu określa się publikację powieści Generation `P` Wiktora Pielewina w 2002 roku oraz utworu Kyś Tatiany Tołstoj, która to książka ukazała się dwa lata później[4]. Pielewin z pewnością zyskał grono wiernych zwolenników (do którego pisząca te słowa zdecydowanie nie należy), stąd autor ten doczekał się chyba największej liczby przekładów spośród żyjących pisarzy rosyjskich (w 2009 roku po polsku było dostępnych jego dziewięć książek). W ostatniej dekadzie na polskim rynku wydawniczym zaistnieli także: znakomity Wiktor Jerofiejew, który jest w Polsce częstym gościem (jeśli dobrze pamiętam, był również żonaty z Polką o imieniu Anna i poświęcił jej jedno ze swoich opowiadań, opublikowanych przez „Literaturę na Świecie”), Borys Akunin wraz ze swoim szarmanckim Fandorinem (i ostatnio Pelagią, ale jej jeszcze nie poznałam), Ludmiła Pietraszewska (jej „Jest noc” w przekładzie Jerzego Czecha to lektura obowiązkowa da każdego) – to chyba trójka moich faworytów. Niewątpliwie na uwagę zasługują również Ilja Mitrofanow, którego bardzo ważna książka pt. „Świadek” o wydarzeniach w Besarabii w 1940 roku przeszła zupełni bez echa (znalazłam zaledwie jedną recenzję w prasie autorstwa Jacka Wojciechowskiego, opublikowaną w „Nowych Książkach”[5]), oczywiście szeroko komentowany Wasilij Grossman i jego „Życie i los” (powieść, z której inspiracje czerpał do swoich kontrowersyjnych „Łaskawych” Jonatan Littel), Władimir Zazubrin i jego „Drzazga” (genialne!, lektura obowiązkowa), Ludmiła Ulicka, nowy przekład „Biesów” Dostojewskiego (wyrazy uznania dla wielkiego! Adama Pomorskiego) oraz nowe wydanie „Stromej drogi” Jeleny Ginzburg (po lekturze Juliusa Margolina raczej nie zdecyduję się już sięgnąć po wspomnienia Ginzburg). Należy również wymienić Rubene Gallego oraz  „nieśmiertelnego” Vladimira Nabokowa z jego genialną, nie zawaham się użyć tego określenia. „Obroną Łużyna”, jedną z najlepszych książek, jakie czytałam, i to pod każdym względem. Niewątpliwie jest to również zasługa tłumaczki Nabokova, Eugenii Siemiaszkiewicz, ale warto pamiętać o Leszku Engelkingu, który od wielu lat zajmuje się badaniem twórczości pisarza i jest autorem licznych prac na jego temat.
            Świadomie nie wspominam o Władimirze Sorokinie, pisarzu, którego fenomenu wydawniczego zupełnie nie rozumiem. Przed lekturą jego utworów uchronił mnie wywiad Anny Żebrowskiej opublikowany bodaj w 2004 roku przez „Gazetę Wyborczą” oraz wykład z literatury na studiach, a w tym, aby nie tracić czasu na czytanie, utwierdziły kolejne recenzje. Zastanawiam się, kto w Polsce czyta w ogóle Sorokina (chyba ci, którzy muszą), komu się jego twórczość podoba i czy jego książki przynoszą w ogóle jakiś zysk wydawnictwom, chyba, że strategia opiera się tylko i wyłącznie na skandalu. Oczywiście palenie książek Sorokina (i Jerofiejewa) przez aktywistów młodzieżówki „Jednej Rosji”, którzy oskarżają pisarzy o szkalowanie dobrego imienia Rosji nie było planowaną strategią marketingową, ale chyba tylko łatka „obrazoburcy” skłania wydawnictwa w Polsce do inwestycji w jego twórczość.
            Jest jednak jedno „ale”, które nosi tytuł „Dzień oprycznika”. Książka, która od czasu zarekomendowania mi jej przez pewnego bardzo szarmanckiego rosyjskiego inżyniera (tak, tak, inżynierowie w Rosji czytają w książki!w Polsce nawet poloniści tego nie czynią) utkwiła mi głęboko w pamięci, a teraz za każdym razem wpada mi w ręce, kiedy stoję w bibliotece przed półką z literaturą rosyjską. No cóż, parafrazując Juliusza Cezara (?): wypożyczę, przeczytam, opiszę.
            Odnośnie do Sorokina, warto zwrócić uwagę również na fakt, że jego utwory, a zwłaszcza „Lód” pojawiły się na deskach polskiego teatru. Jeśli dobrze pamiętam, premiera spektaklu w reżyserii Konstantina Bogołomowa odbyła się w ubiegłym roku w maju w Warszawie w Teatrze Narodowym w ramach festiwalu teatru rosyjskiej „Da da da”, a ostatnio sztuka powróciła na deski warszawskich teatrów. Niestety, na razie nie dane mi było jej obejrzeć.
            Jeśli chodzi o współczesnych pisarzy (lub tzw. odzyskanych, jak choćby Grossman czy Zazubrin), z konieczności muszę wymienić również bardzo popularną (z pewnością znacznie bardziej, niż Sorokin) Aleksandrę Maryninę oraz trio autorów piszących, zupełnie niezależnie od siebie, o wojnach czeczeńskich, choć nie tylko: Zahar Prilepin (żywy dowód na to, że może były żołnierz niekoniecznie powinien zostać pisarzem), Arkadij Babczenko (pół roku po lekturze jego książki nadal dręczą straszne obrazy z jego książki; sytuacja jak powyżej) oraz German Sadułajew. Choć o dwóch z wymienionych nie mam najlepszego zdania, to jednak książki te są ważne i potrzebne, a ich pojawienie się w polskim przekładzie pozwoliło nam zobaczyć konflikt w Czeczenii w zupełnie nowym świetle[6]. Na koniec, również z obowiązku rzetelnego przestawienia sytuacji, muszę wspomnieć choćby o autorach powieści fantastycznych: Dmitriju Głuchowskim (pomysłodawcy projektu „Metro”) i Kiry Bułyczowa.
            Z powyższych rozważań wynika zatem, że literatura rosyjska była i jest w Polsce obecna. Warto jednak zapytać, jaka to literatura i czy Rosja literacka znajduje w niej pełne odzwierciedlenie. Osobiście bardzo mnie cieszy fakt, że coraz więcej współczesnej literatury rosyjskiej – czy to w formie recenzji, wywiadów z pisarzami, dyskusji na temat książek czy też czytania na antenie albo w formie słuchowisk – jest w Polskim Radiu. No tak, tylko kto słucha stacji Polskiego Radia....(prócz mnie :). Poza tym, może jednak w dobie Internetu dobra książka obroni się sama, choćby opiniami czytelników na blogach, którzy wyprzedzą dziennikarzy piszących recenzję w popularnych czasopismach? Czy opinie czytelników, którzy mają możliwość czytania w oryginale (po rosyjsku), nagrody literackie i uznanie ze strony zachodnioeuropejskich wydawców (bo któż by się liczył z opinią literaturoznawców, zdaje się nawet, że teraz nawet krytycy literaccy są lekceważeni) mogą skłonić polskich wydawców do tego, aby zapoznać czytelników z danym autorem i jego twórczością?
            Świadomie pominęłam trzech autorów: Michaiła Szyszkina, Władimira Makanina i Władimira Kantora (pisarza uznawanego za jednego z dwudziestu pięciu najważniejszych współczesnych myślicieli), dlatego, że chciałam o nich napisać więcej w następnym poście poświęconym literaturze rosyjskiej „nieobecnej” lub niedocenionej w Polsce.
            Wracając do igrzysk oraz transmisji telewizyjnych, obawiam się, że programy poświęcone książkom zniknęły z telewizji publicznej (zapewne są gdzieś „upchnięte” w TVP Kultura), choć przecież czytanie może być równie pasjonujące jak skoki Kamila Stocha. Może warto by wziąć przykład choćby z telewizji norweskiej, która przed rozpoczęciem igrzysk nie tylko wyemitowała wiele znakomitych dokumentów na temat współczesnej Rosji, ale również pokazała widzom, że rosyjska kultura, w tym literatura, zasługuje na uwagę? Przynajmniej dopóki nie pozbędziemy się jakichś zadawnionych uprzedzeń, dopóki literatura rosyjska pozostanie dla nas przede wszystkim „rosyjską”, może warto ją „oswoić”, bo to nadal literatura „wysokiej próby” i myślę, że mentalnie nam bardzo bliska.

Ps. Powyższy wpis dedykuję Pani Paulinie, to dla niej poświęciłam dziś te kilka godzin na „nocne pisanie”.

Już po publikacji wpisu, przy okazji rosyjskiej inwazji na Krym, dowiedziałam się o planach związanych z obchodami Roku Rosji w Polsce i analogicznie Rosku Polskiego (czy też Polski) w Rosji. Informacja o planowych obchodach pojawiła się (nawet nie na czołówkach gazet) w związku z protestem przeciwko ich organizacji. Zajrzałam na stronę Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, żeby sprawdzić, jakie projekty otrzymały finansowanie - wydarzeń związanych z promocją literatury jest niewiele (trzy?), ale może nie liczy się ilość, ale jakość. Poniżej link z listą projektów, które zakwalifikowały się do drugiego i ostatniego etapu:
http://www.mkidn.gov.pl/media/po2015/dokumenty/20140312-wyniki-etap-1-rosja-2015-promesa.pdf

Wszystkie prawa zastrzeżone. Zabrania się kopiowania i wykorzystywania tekstów zawartych na tej stronie bez wiedzy i zgody autora. Wszelkie teksty, jeśli nie zaznaczono inaczej, są własnością intelektualną autora strony.


[1] Wśród wielu artykułów i książek warto zwrócić uwagę na pracę M. Wójcik, Enklawy wolności. Literatura rosyjska w Polsce w latach 1956-1989, Warszawa 2010.
[2] P. Fast, Россия и Россияне в журнале "Зешиты Литерацке" в эмиграционный период (обзор), „Przegląd Rusycystyczny” 2012, nr 1-2, s. 104-112.
[3] M. Semczuk, Literatury i kultury wschodniosłowiańskie w Polsce – Rosja, „Przegląd Humanistyczny” 2010, nr 5-6, s. 69
[4] Więcej na ten temat zob. op.cit. oraz А. Вавжинчьак, Русская литература в Польше сегодня, korzystałam z wersji artykułu dostępnej w Internecie: http://www.sklaviny.ru/proekty/slavyane/vav0211.php, [data dostępu: 16.11.2012]
[5] J. Wojciechowski, Piekło (I. Mitrofanow, Świadek, tłum. A. Horodecki), „Nowe Książki” 2012, nr 1, s. 33.
[6] Por. I. Kaliszewska, Cała „prawda” o wojnach w Czeczenii, „Książki w Tygodniku”, dodatek do „Tygodnika Powszechnego” 2011, nr 31, korzystałam z wersji artykułu w Internecie: http://tygodnik.onet.pl/1,66311,druk.html, [data dostępu: 12.03.2013].

sobota, 1 lutego 2014

Współczesna-literatura-rosyjska


Trzy słowa, a co najmniej dwa problemy semantyczne. Pierwszy z nich związany jest ze zdefiniowaniem przymiotnika "współczesna". Drugi dotyczy znaczenia słowa "literatura", ale rozważania na ten temat może pozostawię jednak na inną okazję, kiedy pojawią się wątpliwości co do jakiejś lektury. Tymczasem chcąc pisać o współczesnej literaturze rosyjskiej czy też rosyjskojęzycznej muszę zmierzyć się z problemem, od kiedy datuje się owa „współczesna", co „współczesną" literaturą jest, a co nie, jakie granice czasowe przyjąć, aby zachować choć pozory obiektywizmu? Czy to książki napisane-ukończone czy też opublikowane po 2000 roku, czy też może te, które ujrzały światło dziennie po 1990, a zatem po rozpadzie ZSRR? Przecież okrągłe daty związane z rocznicą narodzin Chrystusa właściwie nie pokrywają się z datami, które wyznaczają początek i koniec pewnych epok w dziejach ludzkości. Odnośnie do Rosji są to choćby rok 1917- podczas gdy choćby w Europie ważniejszą cezurą czasową był chyba rok 1914 i wybuch pierwszej wojny światowej, pierwszej, w którym w tak dużym stopniu została poszkodowana ludność cywilna (a przynajmniej pierwszej, kiedy te szkody były mierzone i zostały odnotowane). Potem w ZSRR rok 1945 i zwycięstwo w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej, a następnie rok 1990 i rozpad imperium. To z punktu widzenia historii literatury, nie historii Rosji w ogóle. Ale oczywiście uważny obserwator czy też badacz wymieniłby z pewnością kolejne daty i wydarzenia, które nie pozostały bez wpływu na dzieje literackie Rosji.
Kolejny problem, z którym zetknęłam się podczas pisania mojej pracy licencjackiej, a właściwie zwróciła mi na niego uwagę moja nieoceniona Pani Profesor, promotorka mojej pracyJ (nie wiem, czy zgodzi się na ujawnienie swojego nazwiska i skojarzenie z moim J), to problem, który w literaturze Zachodu (czytaj: Europy Zachodniej) chyba raczej nie występuje. Czy oto za literaturę współczesną można uznać tzw. literaturę odzyskaną, książki napisane w latach 20., 30 XX wieku lub później, które jednak ze względów politycznych nie ukazały się w ZSRR, a swojego pierwszego rosyjskojęzycznego wydania doczekały się dopiero u schyłku imperium albo po jego rozpadzie? Pisząc pracę dyplomową o współczesnej literaturze rosyjskiej w Polsce w ostatniej dekadzie dodatkowo zetknęłam się z problemem, jakim jest spore opóźnienie w tłumaczeniach na język polski. Zresztą losy wielu rosyjskich utworów literackich są dość skomplikowane: weźmy choćby za przykład "Życie i los" Wasilija Grossmana. Pomijając całą historię z aresztowaniem (sic!) powieści, jej pierwsze wydanie ukazało się w Lozannie w 1980 roku, potem w ZSRR w 1988 roku i pełne wydanie w 1990, w Polsce dopiero w 2009 roku. Inne przykład to "Drzazga" Władimira Zazubrina (napisana w latach 20 XX. wieku, wydana w ZSRR w późnych latach 80., w Polsce w 2008 roku) lub "Podróż do krainy zeków" Juliusa Margolina, książka wydawana w USA i w Europie Zachodniej od końca lat 40. XX wieku, która nie doczekała się jeszcze wydania w Rosji (jeśli się nie mylę, ukazała się w USA i Francji po rosyjsku oraz w 2010 w tłumaczeniu na francuski, polskie wydanie w tłumaczeniu z rosyjskiego ukazało się w grudniu 2012).
Nie wikłając się zatem w trudne do rozwikłania spory, co decyduje o „współczesności” również w danym obszarze językowym, a także biorąc pod uwagę ogromną ilość blogów poświęconych literaturze rosyjskiej (ciągle odnajduję nowe), chciałabym rozpocząć własną literacką podróż „przez meandry i bezdroża” literatury rosyjskiej, która wciąż jest w Polsce „źle obecna”, niezauważona i niedoceniana, lub też nie zawsze prezentowana od swojej najlepszej strony. Od razu dodam, że nie jest to oczywiście mój „autorski” wniosek, a powyższą tezę (udokumentowaną w mojej pracy licencjackiej poprzez analizę informacji podawanych przez różne środki masowego przekazu) sformułowali przede mną rusycyści, jak choćby Piotr Fast („Rozumem Rosji nie ogarniesz”, Mikołów 2010 oraz inne prace tegoż autora), Aleksander Wawrzyńczak, Janusz Świeży i inni. Starając się nadal śledzić nowości wydawnicze i recenzje w czasopismach, radiu i w Internecie, nadal nie dostrzegam jednak ani wielkiego zainteresowania tą właśnie literaturą (poza blogami tematycznymi), ani nawet „śladów” promocji ze strony wydawnictw, które decydują się na jej publikację. Nie wiem, jakie względy decydują o publikacji danych tytułów, ale jeśli szkoda marnować pieniędzy na promocję dobrej, wartościowej książki, to może warto się zastanowić, po co ją w ogóle ponosić koszty związane z jej publikacją? Przekonanie, że warto schlebiać tylko najmniej wybrednym gustom czytelniczym doprowadzi w końcu właśnie do wychowania właśnie takich czytelników. Oczywiście nie badając szczegółowo sytuacji innych literatur w Polsce nie jestem w stanie stwierdzić, czy polski czytelnik dostaje z nich „najlepsze kąski”, czy musi zadowolić się tylko „literackim fast-foodem”, co często niestety zdarza się w przypadku literatury rosyjskiej.
Wracając do założeń, które przyjęłam zakładając boga, nie zamierzam powielać ogólnie dostępnych informacji na temat nowości wydawniczych z zakresu literatury rosyjskiej tłumaczonej na język polski. Jak wspomniałam powyżej, chcę być podróżnikiem i odkrywać tę literaturę dla siebie, a moim przewodnikiem będą głównie czasopisma literackie ukazujące się w Rosji. Interesuje mnie bowiem głównie literatura, która jeszcze nie jest dostępna w polskim przekładzie, a która obecnie ukazuje się w Rosji i przyciąga uwagę krytyków i czytelników, często również poza granicami samej Rosji. Na początek chciałabym jednak czytać i pisać o autorach i książkach, o których istnieniu dowiedziałam się z lektury polskich czasopism rusycystycznych. Zaznaczam jednocześnie, że jestem dopiero na początku drogi, rozpoczynam własne poszukiwania, jakby samodzielnie kontynuując rozpoczęte studia uniwersyteckie, ale czyniąc to w dowolny sposób, choć w konsekwentnie podążając w wyznaczonym sobie samej kierunku. Nie będzie to zatem obiektywny, ale bardzo subiektywny przegląd. Chcę podróżować po świecie, który sama dla siebie dopiero odkrywam, jeśli ktoś zatem poza mną przeczyta te słowa, niech nie uznaje mnie za jakikolwiek autorytet w dziedzinie współczesnej literatury rosyjskiej (ani literatury w ogóle). Odnośnie do tłumaczeń na język polski, są też książki, na temat których chciałabym również zabrać głos (utwory Michaiła Szyszkina, Jeleny Czyżowej czy Ludmiły Pietruszewskiej). Ale na razie wracam do lektury Romana Sienczina i Dmitrija Bykowa.
Zatem, parafrazując Bułhakowa, za mną, mój czytelniku!

Wszystkie prawa zastrzeżone. Zabrania się kopiowania i wykorzystywania tekstów zawartych na tej stronie bez wiedzy i zgody autora. Wszelkie teksty, jeśli nie zaznaczono inaczej, są własnością intelektualną autora strony.