niedziela, 9 lutego 2014

Współczesna literatura rosyjska w Polsce.



            9 lutego 2014 roku polski sport osiągnął wielki sukces – Kamil Stoch zdobył w Soczi złoty medal olimpijski w skokach narciarskich. O ile w sporcie przynależność narodowa jest niezwykle istotna, gdyż w większości międzynarodowych zawodów rywalizują ze sobą sportowcy i drużyny narodowe, odnośnie do literatury sprawa nie wydaje mi się już tak oczywista. W tym przypadku może ważniejsza jest „przynależność klubowa”, poruszana tematyka, forma wypowiedzi, a nie korzenie? Może literatura nie posiada – z punktu widzenia zarówno wydawcy, jak i czytelnika – tożsamości narodowej, może traci ją wraz w tłumaczeniem? Być może chodzi po prostu o dobrą książkę, oczywiście zależnie od upodobań, i żadne inne czynniki nie mają w tym przypadku najmniejszego znaczenia. Literatura sama w sobie byłaby zatem wolna od wszelkich uprzedzeń rasowych czy etnicznych.
            Nawiązując do sukcesu sportowego, można by również zapytać o kondycję literatury polskiej w Rosji. Przyznam się, że nigdy się tym nie interesowałam, a jedyna wiedza, jaką na ten temat posiadam, związana jest z dwoma nazwiskami: Janusz L. Wiśniewski i Natalia Gorbaniewska. Pierwszy z nich jest również bardzo popularnym autorem w Rosji, na spotkania z nim przychodzą rzesze wielbicielek jego twórczości, a rosyjskie tłumaczenie „Miłości w sieci” przypadkowo odnalazłam nawet w bibliotece publicznej w Trondheim. Zmarła w ubiegłym roku Natalia Gorbaniewska to poetka, dysydentka, tłumaczka i propagatorka literatury polskiej w Rosji. Niestety nie wiem, jakie działania są podejmowane (i czy w ogóle) w celu popularyzacji literatury polskiej w Rosji, choć myślę, że oceny takich przedsięwzięć należy dokonywać  w szerszym kontekście, np. pytając również o sytuację literatury polskiej w Niemczech, Anglii i Francji. Ale to z pewnością temat na osobne rozważania.
            Najbardziej interesującą dla mnie kwestią jest oczywiście kondycja literatury rosyjskiej w Polsce, któremu to zagadnieniu poświęciłam moją pracę licencjacką. Skupiłam się na literaturze, która pojawiła się w przekładzie w latach 2002-2012,  ponieważ na dokładne prześledzenie tego, co wydawano po 1989 roku (a tym bardziej po 1945 roku), zabrakłoby mi czasu i miejsca. Już w czasie prac nad licencjatem natknęłam się na bardzo ciekawy artykuł, którego niestety teraz nie potrafię odnaleźć – prawdopodobnie jego autorką jest Alicja Wołodźko-Butkiewicz, a dotyczył radzieckich lektur obowiązkowych w Polsce w latach 1945-1989. Co ciekawe, żadna z tych książek nie przetrwała próby czasu i dziś zarówno tytuły, jak i nazwiska autorów, zupełnie nic nikomu nie mówią (może tylko samym rusycystom, ale i tego nie jestem pewna). Ogromną popularnością cieszyła się w Polsce tzw. literatura drugiego obiegu, ale temat ten wydaje mi się na tyle dobrze opracowany w literaturze polskiej, że nie widzę konieczności rozwijania go tutaj[1]. Twórczość poetów i pisarzy rosyjskich, tworzących głównie w czasach istnienia ZSRR, a dziś uważanych za klasyków XX wieku – m.in. Anny Achmatowej, Mariny Cwietajewej, Josifa Brodskiego, Osipa Mandelsztama, Vladimira Nabokowa czy Borisa Pasternaka, wśród polskich czytelników popularyzowały „Zeszyty Literackie”. Niestety, jak słusznie zauważył wspomniany przeze mnie Piotr Fast (będący dla mnie „guru” w zakresie współczesnej literatury rosyjskiej, zawsze zgadzam się z jego opiniami wyrażonymi w recenzjach), redaktorzy zdają się nie zauważać nowego pokolenia pisarzy i poetów rosyjskich i na łamach „Zeszytów...” wciąż pojawiają się artykuły poświęcone w.w. twórcom[2].
Lata 90. XX wieku kojarzą mi się głównie z osobą Andrzeja Drawicza, tłumacza (nie tylko „Mistrza i Małgorzaty” Michaiła Bułhakowa, ale również m.in. „Wykopu” Andrieja Płatonowa, moim zdaniem chyba najlepszego utworu pisarza), wykładowcy akademickiego i popularyzatora kultury rosyjskiej w Polsce, redaktora pracy zbiorowej poświęconej literaturze rosyjskiej XX wieku, przy czym zapewne nie wymieniłam połowy z jego osiągnięć. Wydaje mi się, że po jego nagłej śmierci w 1997 roku w Polsce zabrakło równie gorącego orędownika kultury rosyjskiej, choć biorąc pod uwagę rosnącą dominację kultury masowej i wpływ Internetu, może nawet i sam Drawicz niewiele mógłby zdziałać.
Reasumując, w latach 90. XX wieku, kiedy „odreagowywano” jeszcze przymusową obecność kultury rosyjskiej w Polsce, jak to określiła Małgorzata Semczuk[3], a ja powtórzyłam w mojej pracy licencjackiej, pojawiło się w Polsce wiele przekładów współczesnej literatury rosyjskiej oraz pierwsze prace krytycznoliterackie poświęcone literaturze rosyjskiej w XX wieku. Mianem przełomu określa się publikację powieści Generation `P` Wiktora Pielewina w 2002 roku oraz utworu Kyś Tatiany Tołstoj, która to książka ukazała się dwa lata później[4]. Pielewin z pewnością zyskał grono wiernych zwolenników (do którego pisząca te słowa zdecydowanie nie należy), stąd autor ten doczekał się chyba największej liczby przekładów spośród żyjących pisarzy rosyjskich (w 2009 roku po polsku było dostępnych jego dziewięć książek). W ostatniej dekadzie na polskim rynku wydawniczym zaistnieli także: znakomity Wiktor Jerofiejew, który jest w Polsce częstym gościem (jeśli dobrze pamiętam, był również żonaty z Polką o imieniu Anna i poświęcił jej jedno ze swoich opowiadań, opublikowanych przez „Literaturę na Świecie”), Borys Akunin wraz ze swoim szarmanckim Fandorinem (i ostatnio Pelagią, ale jej jeszcze nie poznałam), Ludmiła Pietraszewska (jej „Jest noc” w przekładzie Jerzego Czecha to lektura obowiązkowa da każdego) – to chyba trójka moich faworytów. Niewątpliwie na uwagę zasługują również Ilja Mitrofanow, którego bardzo ważna książka pt. „Świadek” o wydarzeniach w Besarabii w 1940 roku przeszła zupełni bez echa (znalazłam zaledwie jedną recenzję w prasie autorstwa Jacka Wojciechowskiego, opublikowaną w „Nowych Książkach”[5]), oczywiście szeroko komentowany Wasilij Grossman i jego „Życie i los” (powieść, z której inspiracje czerpał do swoich kontrowersyjnych „Łaskawych” Jonatan Littel), Władimir Zazubrin i jego „Drzazga” (genialne!, lektura obowiązkowa), Ludmiła Ulicka, nowy przekład „Biesów” Dostojewskiego (wyrazy uznania dla wielkiego! Adama Pomorskiego) oraz nowe wydanie „Stromej drogi” Jeleny Ginzburg (po lekturze Juliusa Margolina raczej nie zdecyduję się już sięgnąć po wspomnienia Ginzburg). Należy również wymienić Rubene Gallego oraz  „nieśmiertelnego” Vladimira Nabokowa z jego genialną, nie zawaham się użyć tego określenia. „Obroną Łużyna”, jedną z najlepszych książek, jakie czytałam, i to pod każdym względem. Niewątpliwie jest to również zasługa tłumaczki Nabokova, Eugenii Siemiaszkiewicz, ale warto pamiętać o Leszku Engelkingu, który od wielu lat zajmuje się badaniem twórczości pisarza i jest autorem licznych prac na jego temat.
            Świadomie nie wspominam o Władimirze Sorokinie, pisarzu, którego fenomenu wydawniczego zupełnie nie rozumiem. Przed lekturą jego utworów uchronił mnie wywiad Anny Żebrowskiej opublikowany bodaj w 2004 roku przez „Gazetę Wyborczą” oraz wykład z literatury na studiach, a w tym, aby nie tracić czasu na czytanie, utwierdziły kolejne recenzje. Zastanawiam się, kto w Polsce czyta w ogóle Sorokina (chyba ci, którzy muszą), komu się jego twórczość podoba i czy jego książki przynoszą w ogóle jakiś zysk wydawnictwom, chyba, że strategia opiera się tylko i wyłącznie na skandalu. Oczywiście palenie książek Sorokina (i Jerofiejewa) przez aktywistów młodzieżówki „Jednej Rosji”, którzy oskarżają pisarzy o szkalowanie dobrego imienia Rosji nie było planowaną strategią marketingową, ale chyba tylko łatka „obrazoburcy” skłania wydawnictwa w Polsce do inwestycji w jego twórczość.
            Jest jednak jedno „ale”, które nosi tytuł „Dzień oprycznika”. Książka, która od czasu zarekomendowania mi jej przez pewnego bardzo szarmanckiego rosyjskiego inżyniera (tak, tak, inżynierowie w Rosji czytają w książki!w Polsce nawet poloniści tego nie czynią) utkwiła mi głęboko w pamięci, a teraz za każdym razem wpada mi w ręce, kiedy stoję w bibliotece przed półką z literaturą rosyjską. No cóż, parafrazując Juliusza Cezara (?): wypożyczę, przeczytam, opiszę.
            Odnośnie do Sorokina, warto zwrócić uwagę również na fakt, że jego utwory, a zwłaszcza „Lód” pojawiły się na deskach polskiego teatru. Jeśli dobrze pamiętam, premiera spektaklu w reżyserii Konstantina Bogołomowa odbyła się w ubiegłym roku w maju w Warszawie w Teatrze Narodowym w ramach festiwalu teatru rosyjskiej „Da da da”, a ostatnio sztuka powróciła na deski warszawskich teatrów. Niestety, na razie nie dane mi było jej obejrzeć.
            Jeśli chodzi o współczesnych pisarzy (lub tzw. odzyskanych, jak choćby Grossman czy Zazubrin), z konieczności muszę wymienić również bardzo popularną (z pewnością znacznie bardziej, niż Sorokin) Aleksandrę Maryninę oraz trio autorów piszących, zupełnie niezależnie od siebie, o wojnach czeczeńskich, choć nie tylko: Zahar Prilepin (żywy dowód na to, że może były żołnierz niekoniecznie powinien zostać pisarzem), Arkadij Babczenko (pół roku po lekturze jego książki nadal dręczą straszne obrazy z jego książki; sytuacja jak powyżej) oraz German Sadułajew. Choć o dwóch z wymienionych nie mam najlepszego zdania, to jednak książki te są ważne i potrzebne, a ich pojawienie się w polskim przekładzie pozwoliło nam zobaczyć konflikt w Czeczenii w zupełnie nowym świetle[6]. Na koniec, również z obowiązku rzetelnego przestawienia sytuacji, muszę wspomnieć choćby o autorach powieści fantastycznych: Dmitriju Głuchowskim (pomysłodawcy projektu „Metro”) i Kiry Bułyczowa.
            Z powyższych rozważań wynika zatem, że literatura rosyjska była i jest w Polsce obecna. Warto jednak zapytać, jaka to literatura i czy Rosja literacka znajduje w niej pełne odzwierciedlenie. Osobiście bardzo mnie cieszy fakt, że coraz więcej współczesnej literatury rosyjskiej – czy to w formie recenzji, wywiadów z pisarzami, dyskusji na temat książek czy też czytania na antenie albo w formie słuchowisk – jest w Polskim Radiu. No tak, tylko kto słucha stacji Polskiego Radia....(prócz mnie :). Poza tym, może jednak w dobie Internetu dobra książka obroni się sama, choćby opiniami czytelników na blogach, którzy wyprzedzą dziennikarzy piszących recenzję w popularnych czasopismach? Czy opinie czytelników, którzy mają możliwość czytania w oryginale (po rosyjsku), nagrody literackie i uznanie ze strony zachodnioeuropejskich wydawców (bo któż by się liczył z opinią literaturoznawców, zdaje się nawet, że teraz nawet krytycy literaccy są lekceważeni) mogą skłonić polskich wydawców do tego, aby zapoznać czytelników z danym autorem i jego twórczością?
            Świadomie pominęłam trzech autorów: Michaiła Szyszkina, Władimira Makanina i Władimira Kantora (pisarza uznawanego za jednego z dwudziestu pięciu najważniejszych współczesnych myślicieli), dlatego, że chciałam o nich napisać więcej w następnym poście poświęconym literaturze rosyjskiej „nieobecnej” lub niedocenionej w Polsce.
            Wracając do igrzysk oraz transmisji telewizyjnych, obawiam się, że programy poświęcone książkom zniknęły z telewizji publicznej (zapewne są gdzieś „upchnięte” w TVP Kultura), choć przecież czytanie może być równie pasjonujące jak skoki Kamila Stocha. Może warto by wziąć przykład choćby z telewizji norweskiej, która przed rozpoczęciem igrzysk nie tylko wyemitowała wiele znakomitych dokumentów na temat współczesnej Rosji, ale również pokazała widzom, że rosyjska kultura, w tym literatura, zasługuje na uwagę? Przynajmniej dopóki nie pozbędziemy się jakichś zadawnionych uprzedzeń, dopóki literatura rosyjska pozostanie dla nas przede wszystkim „rosyjską”, może warto ją „oswoić”, bo to nadal literatura „wysokiej próby” i myślę, że mentalnie nam bardzo bliska.

Ps. Powyższy wpis dedykuję Pani Paulinie, to dla niej poświęciłam dziś te kilka godzin na „nocne pisanie”.

Już po publikacji wpisu, przy okazji rosyjskiej inwazji na Krym, dowiedziałam się o planach związanych z obchodami Roku Rosji w Polsce i analogicznie Rosku Polskiego (czy też Polski) w Rosji. Informacja o planowych obchodach pojawiła się (nawet nie na czołówkach gazet) w związku z protestem przeciwko ich organizacji. Zajrzałam na stronę Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, żeby sprawdzić, jakie projekty otrzymały finansowanie - wydarzeń związanych z promocją literatury jest niewiele (trzy?), ale może nie liczy się ilość, ale jakość. Poniżej link z listą projektów, które zakwalifikowały się do drugiego i ostatniego etapu:
http://www.mkidn.gov.pl/media/po2015/dokumenty/20140312-wyniki-etap-1-rosja-2015-promesa.pdf

Wszystkie prawa zastrzeżone. Zabrania się kopiowania i wykorzystywania tekstów zawartych na tej stronie bez wiedzy i zgody autora. Wszelkie teksty, jeśli nie zaznaczono inaczej, są własnością intelektualną autora strony.


[1] Wśród wielu artykułów i książek warto zwrócić uwagę na pracę M. Wójcik, Enklawy wolności. Literatura rosyjska w Polsce w latach 1956-1989, Warszawa 2010.
[2] P. Fast, Россия и Россияне в журнале "Зешиты Литерацке" в эмиграционный период (обзор), „Przegląd Rusycystyczny” 2012, nr 1-2, s. 104-112.
[3] M. Semczuk, Literatury i kultury wschodniosłowiańskie w Polsce – Rosja, „Przegląd Humanistyczny” 2010, nr 5-6, s. 69
[4] Więcej na ten temat zob. op.cit. oraz А. Вавжинчьак, Русская литература в Польше сегодня, korzystałam z wersji artykułu dostępnej w Internecie: http://www.sklaviny.ru/proekty/slavyane/vav0211.php, [data dostępu: 16.11.2012]
[5] J. Wojciechowski, Piekło (I. Mitrofanow, Świadek, tłum. A. Horodecki), „Nowe Książki” 2012, nr 1, s. 33.
[6] Por. I. Kaliszewska, Cała „prawda” o wojnach w Czeczenii, „Książki w Tygodniku”, dodatek do „Tygodnika Powszechnego” 2011, nr 31, korzystałam z wersji artykułu w Internecie: http://tygodnik.onet.pl/1,66311,druk.html, [data dostępu: 12.03.2013].

1 komentarz:

  1. Polecam jeszcze Wiktora Pielewina - http://www.psychoskok.pl/aktualnosci/wiktor-pielewin-ksiazki-ktore-musisz-przeczytac/

    OdpowiedzUsuń